Mój pobyt w Domu dla Niepełnosprawnych wspominam bardzo ciepło. W tym domu panuje wspaniała, rodzinna atmosfera, personel jest bardzo miły i przyjazny. Wszyscy mówią sobie po imieniu,. W tym domu wszyscy SA równi nie ma czegoś takiego, że ty jesteś lepszy, a ty gorszy i to czyni ten dom wyjątkowym. Ktoś mi kiedyś powiedział ?Wiesz ten dom jest dla mnie najwspanialszym miejscem na świecie, tu nikt nie patrzy na mnie z perspektywy wózka czy kul, nie ma uprzedzeń w tym domu. Tu czuję, że jestem potrzeby. Nie jestem dla nikogo ciężarem i zawsze nie mogę się doczekać następnego pobytu w tym domu?. I ja w pełni się z tą opinią zgadzam.
Mój pierwszy dzień wczaso-rekolekcji wspominam trochę ze strachem, gdy zobaczyłam tych wszystkich ludzi wyniszczonych przez ból, choroby i cierpienie, pojechałam do serca naszego piekoszowskiego domu – do kaplicy i zaczęłam pytać: ?Panie Boże, co ja tu robię, tu jest tylu ludzi, którzy cierpią a ja nawet nie wiem jak się w stosunku do nich zachować?. Już po paru dniach zaczęłam rozumieć, że to dla mnie najważniejsze rekolekcje w moim dotychczasowym życiu. Szczególnie w pamięć zapadł mi Przemek. Był to chłopak. Który nie mówił, nie chodził, miał czterokończynowe porażenie dziecięce. Swoim uśmiechem rozjaśniał nawet chwile ciężkie i smutne. Niesamowite dla mnie było to ,że przy swojej ogromnej spastyczności musiał mieć ręce przywiązane paskami bo nie był w stanie zapanować nad sowimi ruchami. Grał na dzwonkach i to tak niesamowicie, że trudno było to opisać. Przy Przemku nauczyłam się cierpliwości, niesamowicie się przy nim wyciszyłam i mogłam zastanowić się nad swoim życiem i to uświadomiło mi jak wiele mam.. To, że nogi nie są sprawne nieważne, ważne jest to co masz w sercu jak wielkich i szczerych masz przyjaciół. Kiedyś Przemek zrobił mi ogromna niespodziankę poszliśmy na różaniec i każdy mówił po jednym zdrowaś Mario. Gdy zaczęłam mówić swoje nagle słyszę a tu Przemek włącza się i mówi po swojemu razem ze mną, więc zwolniłam tempo mówienia. To było dla mnie coś wspaniałego, jeszcze do tego ile mu to radości sprawiało, że mógł modlić się na głos ze wszystkimi.
Chcę tez wspomnieć o mojej opiekunce, Paulinie, dziewczyna niesamowita w moim wieku. Przez pierwsze parę dni chodziła przygnębiona i spytałam ją: ? Paulina źle ci jest ze mną, za ciężko?? Ona wtedy powiedział mi:? Nie, jest mi z Tobą bardzo dobrze, tylko wiesz ja jestem pierwszy raz na takim turnusie i nie mogę przyzwyczaić się do tej nowej sytuacji, jest mi ciężko gdy patrzę na te wszystkie cierpienia i nie moc człowieka. I wiesz, co jeszcze zadziwiasz mnie ty, Przemek i inni.? Spytałam dlaczego? ?Bo jesteście niesamowici mimo tego, że nie możecie wielu rzeczy robić, wiele rzeczy sprawia Wam ból to jesteście radośni , wytrwali w tym co robicie i dlatego jesteście tacy wyjątkowi.? Jeszcze długo tak rozmawiałyśmy z Pauliną. Po naszej rozmowie było już naprawdę super, Paulina stała się radosna i dopiero wtedy zauważyłam jak wiele jej to radości sprawia, że mogła przyjechać i nabrać nowego doświadczenia.
Za każdym razem kiedy rozmawiam z Pauliną już po turnusie, mówi mi, że nie może się już doczekać przyszłego roku by znów móc przyjechać w to wspaniałe miejsce i ?naładować akumulatory?.
Tutaj tez organizowane są turnusy z Aktywnej Rehabilitacji, w którym uczestnictwo było dla mnie wspaniałą lekcją pokory. Ludzie po wypadkach, gdzie zawalił im się świat robili wszystko, aby do jak najlepszej kondycji powrócić. Niejednokrotnie byli załamani. W czasie tych dwóch tygodni stawali się innymi ludźmi, nabierali wiary i pewności, że dadzą sobie rade w życiu. Wspaniali instruktorzy uczą nas jak radzić sobie z codziennymi problemami w funkcjonowaniu. Ja tez maiłam nie raz chwile zwątpienia, gdy coś nie wychodziło, a innym nie sprawiało to żadnej trudności, ale wszystko można osiągnąć, gdy ma się tylko wspaniałych ludzi i silna wolę. Dlatego wszystkim mówię, że Dom dla Niepełnosprawnych w Pikoszowie to najlepsze co mnie spotkało. Ale nie było by tego domu, gdyby nie wspaniali ludzie: ks. Piwowarczyk, Pani Iza Borowska, Zosia Wojtyna oraz ks. dyr. Jan jagiełka, który robi naprawdę wszystko, aby ten, kto przyjedzie do tego domu czuł się dobrze i miał dobra opiekę. Dzięki wielkie mu za to.
W tym roku po raz pierwszy byłam wolontariuszką na wczaso-rekolekcjach aktywnej rehabilitacji w Piekoszowie. Długo się zastanawiałam czy dobrze robię jadąc tam, czy poradzę sobie z powierzonymi mi obowiązkami, czy nie skrzywdzę drugiej osoby. Mijały dni aż wreszcie nadszedł czas przyjazdu. Odbyło się szkolenie, zapoznanie z wolontariuszami i wreszcie przydzielenie podopiecznego. Moim podopiecznym był 8-letni Michałek. Na drugi dzień gdy go poznałam wiedziałam już, że dobrze robię jadąc tu. To nie było zwykłe dziecko, to była osoba, która codziennie uczyła mnie czegoś nowego, co ubogacało moje życie. Był jak mały rzeźbiarz, który nieumyślnie wydobywał moje ukryte talenty. Jego grymas i uśmiech na twarzy był lekiem w trudnych chwilach. Codzienna pomoc drugiemu człowiekowi była możliwością uniżania się przed Panem, a to największe szczęście. Stając w Kaplicy w sercu tego domu wiedziałam, że nie muszę się niczego bać, bo On jest ze mną, tuż obok mnie. Nie ma nic lepszego jak uśmiech drugiej osoby wyrażający wdzięczność za okazana pomoc. Ta codzienna praca, która była czystym błogosławieństwem, czasem połączona ze zmęczeniem, z niewyspaniem, sprawiała, że dzień stawał się prawdziwą radością. Widząc podopiecznych, którzy mimo swych nie domagań z uśmiechem na twarzy witają każdy wschód słońca, nauczyłam się tej ludzkiej nadziei i wiary w lepsze jutro.
Radością było poznać niewidomego i sparaliżowanego Danielka, z którym zawsze o 9 rano grałam na gitarze. To wspaniale wiedzieć jak osoba, która nie widzi wystukuje ci rytm na grzechotce, jak śmieje się gdy ty zaczynasz fałszować. Po pewnym czasie tak przyzwyczaił się do mojego głosu, że podczas jednej z mszy gdy śpiewałam psalm klaskał w dłonie. Ta chwila to jedna z najpiękniejszych chwil jakie zapamiętałam. Wszystkie spędzone tam minuty sprawiły, że teraz wiem czego w życiu szukałam – właśnie tego, tej wdzięcznej radości czerpanej z pomocy innym. Wielką satysfakcją jest wrócić do rodzinnego domu ze świadomością, że znasz tylu ludzi, którzy pokazali ci, że możesz wystarczy chcieć. Tam człowiek spełnia się cieleśnie, pomagając innym z codziennych zajęciach i duchowo karmiąc się do syta Słowem Pana. Teraz wiem, że pobyt tam odnowił mnie i przynosi dobry owoc.
Atmosfera jaka tam panuje pozwala nam wolontariuszom tęsknić i odliczać dni do kolejnego spotkania. To zaszczyt móc należeć do tej wielkiej Rodziny Piekoszowskiej. I ciągle przewijają się w sercu te słowa: ? i pojedziesz dokądkolwiek cię pośle (?) i nie bój się bo ja będę z tobą.?
Dziękuję!
Marta Siwek
Wolontariuszka – 2008